piątek, 28 lutego 2014

sto trzydzieści pięć - Wyspiański na Rondzie Mogilskim

Kraków to naprawdę cudowne miejsce :-) i zauważa się coraz więcej inicjatyw społecznych. Ostatnio nawet w BusTV (tak, oglądam telewizję w autobusach i tramwajach) widziałam ogłoszenie o spotkaniu "Wspólnie dla Krakowa"

Chyba jedną z większych inicjatyw społecznych była akcja "Wyspiański na Mogilskim" w ramach 4. edycji Grolsch ArtBoom Festival. W ramach tej akcji mieszkańcy Krakowa spotkali się na Rondzie Mogilskim i wspólnie stworzyli mozaikę nawiązującą do charakterystycznych motywów kwiatowych z twórczości Stanisława Wyspiańskiego. Całe to wydarzenie było również elementem większej akcji: "Ozdabiamy Rondo Mogilskie", która ma na celu zagospodarowanie i uatrakcyjnienie przestrzeni Ronda. Co najważniejsze planowane są kolejne wydarzenia.

Musze przyznać, że Rondo Mogilskie nabiera coraz bardziej atrakcyjnego wyglądu. Ostatnio nawet przespacerowałam się odnowionym bastionem V "Lubicz" ;-D wygląda niesamowicie!

Piątkowe zdjęcie nr 135 i mozaikowy Wyspiański :-)


poniedziałek, 24 lutego 2014

sto trzydzieści cztery - Huta im. T. Sendzimira

To zdjęcia pochodzi z piątku. Później nie miałam okazji zrobić zdjęć ;-) po dwóch tygodniach wróciły treningi tańca dawnego. Mamy w bractwie nowych rekrutów i muszę zadbać o ich edukację taneczną. No i sama nauczyć się nowych tańców. 

Nie mniej w piątek musiałam zahaczyć o Nową Hutę. Pewnie większość kojarzy ją jako krakowską dzielnicę. Ja sama kiedyś miałam lekcję odnośnie historii Nowej Huty. Edukował mnie kolega z Niezależnego Zrzeszenia Studentów AGH ;-) jak dla mnie to jest bardzo smutne i szare osiedle. I niebezpieczne (ja bym się bała chodzić tam sama po zmroku). 

Co do napisu widocznego na zdjęciu w tle... zacznijmy od początku: Nowa Huta to najpierw osobne miasto zaprojektowane i zbudowane od podstaw na wschód od centrum Krakowa, a później dzielnica, które powstawało od 1949 roku. Zostało zbudowane dla pracowników oraz ich rodzin mającego powstać kombinatu metalurgicznego. Miasto to zostało zbudowane według koncepcji głównego projektanta Tadeusza Ptaszyckiego i łączy w sobie cechy miasta idealnego i miasta ogrodu. Kto będzie chciał się zgłębić w dalsze detale odnoście planów, architektury oraz zabytków odsyłam na stronę: www.nh.pl
Kombinat metalurgiczny rozpoczął działalność w 1953 roku, a już rok później otrzymał nazwę Huty im. Włodzimierza Lenina. Po około 36 latach jego nazwę zmieniono na Huta im. Tadeusza Sendzimira. Nie mogłam niestety znaleźć informacji kiedy pojawił się wielki napis pomiędzy budynkiem Z z lewej strony (Centrum Administracyjnym HTS), a budynkiem S po prawej (centralna biblioteka techniczna oraz różne biura huty). Pomimo zmian nazwy (obecnie kombinat nosi nazwę ArcelorMittal Poland S.A. Oddział w Krakowie) napis trwa niezmiennie. 

Kilka ciekawostek na temat kombinatu metalurgicznego:
- Wiecie, że pod napisem "Huta im. T. Sendzimira"" znajduje się tunel łączące budynki Z oraz S? Podczas stanu wojennego pracownicy dzięki niemu się komunikowali.
- Powierzchnia zakładu liczy 1000 hektarów. W niektórych halach zmieściłoby się kilka krakowskich Rynków ustawionych jeden przy drugim.
- W fazie budowy kombinat odwiedzały wycieczki, a po jego skończeniu przyjeżdżały oficjalne delegacje państwowe!
- Zakład huty odwiedzili: król Kambodży Nordom Sikhnuk, premier Indii Jawaharlal Nehru, Charles de Gaulle czy Fidel Castro.

Więcej zdjęć Nowej Huty znajdziecie na stronie: nowej.hucie.w.interia.pl .

Poniedziałkowy nr 134 i rzut okiem na Hutę ;-)


piątek, 21 lutego 2014

sto trzydzieści trzy - Starcie Królów

Czuję wiosnę w powietrzu! ;-) choć niektóre prognozy mówią, że zima ma wrócić. Miło więc każdego dnia przespacerować się choć 10 minut (nawet jeśli to tylko spacer do tramwaju czy autobusu). Ostatnie dni wypełnia mi haftowanie szarfy (a właściwie herbu Gryfitów) dla W. oraz czytanie! To, że lubię czytać to już wiecie... nie wiecie jednak, że bardzo pochłonęła mnie saga Pieśni Lodu i Ognia :-)

Zawsze mam tak, że jak wiele osób zachwala jakiś film, serial czy książkę to mi od razu włącza się czerwona ostrzegawcza lampka i bardzo sceptycznie podchodzę do tego filmu/serialu/książki. Czasami nawet na złość nie oglądam lub nie czytam tej zachwalanej rzeczy. Czasami muszę do tego dojrzeć lub poczekać aż szum wokół danej rzeczy ucichnie. Z książką "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" tak właśnie było - skończył się medialny szum wokół autora i wejścia filmu do kin i mogłam na spokojnie wypożyczyć książkę z biblioteki, a później oglądnąć najpierw szwedzką wersję filmu, a następnie amerykańską (zawsze najpierw czytam książkę na podstawie, której wyszedł film). No i przepadłam! Tak, musiałam przyznać, że ten "szum" był uzasadniony...

Co do książek z sagi Pieśni Lodu i Ognia sprawa miała się inaczej. Moi znajomi każdy odcinek przeżywali na fejsbóku! Repostowali zdjęcia czy cytaty. Wszędzie pełno rzeczy z serialu! Nawet W. zaczął oglądać serial, a ja jakoś jeszcze nie miałam przekonania. Aż któregoś dnia stwierdziłam, że mam ochotę oglądnąć "Grę o tron". Nadszedł ten czas. Ściągnęłam pierwszy sezon i w ciągu dwóch dni go oglądnęłam. Niesamowity! Wielkie wow! Postaci, miejsca, aktorzy, fabuła, nieprzewidywalność i to coś sprawiły, że nie można się od serialu oderwać. Chyba pierwszy raz złamałam zasadę "najpierw czytaj, później oglądaj". Kiedy z W. skończyliśmy oglądać 3 sezon jakoś tak zrobiło się pusto. Więc w oczekiwaniu na kolejny sezon postanowiłam przeczytać książkę. Na szczęście koleżanka z bractwa ma wszystkie części i stała się moją prywatną biblioteczką z tą serią ;-) i po raz kolejny muszę przyznać, że jak świat długi i szeroki to książka bije na głowę serial. Oczywiście wielkim plusem serialu jest to, że 90% książki jest odzwierciedlona wręcz z zegarmistrzowską precyzją. Jednak wciąż jest tych 10%, które niezmiernie będzie zachwycać! Ja nie przepadam za fantastyką, ale George R. R. Martin stał się moim ulubionym pisarzem. Jestem w trakcie drugiego tomu Pieśni Lodu i Ognia i mój apetyt na dalszy ciąg rośnie. Wielkie oklaski dla Pana Martina!

Nr 133 i piątkowa lektura ;-)


środa, 19 lutego 2014

sto trzydzieści dwa - dworzec główny w Krakowie

Wczoraj udaliśmy się z W. na poszukiwanie książki "W poszukiwaniu zbroi doskonałej XIV w." ^^ Tam gdzie spodziewaliśmy się ją znaleźć nie było jej. No to zrobiliśmy sobie spacer: Długa, Sławkowska, Rynek, Floriańska (przystanek w McDonald's ;-)) i Galeria Krakowska. I zahaczyliśmy na nowo otwarty Dworzec Główny Kraków ;-) całkiem ładny i przyjemny. Aż chciałoby się wsiąść w pociąg (co ostatni raz zrobiłam dwa lata temu) i pojechać daleko ;-) zastanowiła mnie tylko kula ziemska (globus?), który stanął tuz przy wejściu... nie mniej jest jaką taką atrakcją, bo trochę ludzi sobie przy nim robiło zdjęcia ;-)

Nr 132 na środowe popołudnie ;-)


niedziela, 16 lutego 2014

sto trzydzieści jeden - bezimienna kocica

Chciałam tutaj wcześniej dodać walentynkowego posta, ale niestety/stety z W. wybraliśmy się na walentynkową kolację do miejsca, gdzie było za ciemno na zrobienie zdjęcia (a moja lampa błyskowa w aparacie coś szwankuje). Nie będę więc Wam robić smaka i pokazywać specjałów kuchni japońskiej - sushi, zupy Kohaku jiru (w szczęśliwych barwach), dania Ma Po Doufu czy wołowiny w tajskiej bazylii :-D ach, nie zapominając o deserach: Pakt Osi i tarty z białą czekoladą i zieloną herbatą <3 jeśli jesteście z Krakowa i macie chwilkę czasu to zawitajcie do restauracji Pod Norenami na ulicy Krupniczej 6 ;-)

Zdjęcie sushi będzie musiała zastąpić kotka-znajda :-P ten kot mieszka od niedawna z W. i jego rodzinką. Został (została?) znaleziony na patrolu przez brata W. i nie ma jeszcze imienia :-D każdy inaczej na nią woła, a ona... i tak ma wszystkich w głębokim poważaniu. Kotka jest bardzo puchata i ma krótki nóżki :> i jest śmieszna. Można ją polubić. Co nie zmienia faktu, że wolałabym, żeby była psem :-D

Poniedziałkowy numer 131 :-)

piątek, 14 lutego 2014

sto trzydzieści - średniowieczny pugilares

Dziś krótki post dedykowany średniowieczu ;-) wczoraj od mojego W. dostałam średniowieczny gadżet jakim jest pugilares. Podejrzewam, że nawet ludziom związanymi z rekonstrukcją ciężko będzie domyślić się co to jest.

Słowo pugilares (również pulares) oznacza w języku łacińskim "tabliczki do pisania". Jest to skórzany przedmiot, w którym trzyma się gliniane tabliczki lub (w moim przypadku) kartki papieru czerpanego. Przedmiot ten był popularny w kręgach dworskich w XIII i XIV wieku, a od XV wieku również w miastach. Noszono go na szyi lub przywiązanego do paska. Przechowywano w nim tabliczki z tekstami modlitw lub z ważnymi informacjami.
W późniejszych wiekach pugilares-notatnik ewoluował w portfel, w którym noszono banknoty i monety :-)

Nr 130 oraz kawałek mojego pugilaresu :-))


środa, 12 lutego 2014

sto dwadzieścia dziewięć - mural na Kazimierzu

Wczoraj musiałam pobiegać trochę po mieście. A raczej głównie od Łagiewnik po Kazimierz ;-) prezent dla W. odebrać, zakupić kartę MPK... i na szczęście pogoda jako tako sprzyjała ;-) teraz już nie jest tak milutko - pada śnieg na zmianę z deszczem... robi się coraz ciemniej i ciemniej. Myślałam, że zima już odpuszcza, a tutaj... chciałam napisać niespodzianka, ale mamy przecież dopiero luty, więc nic dziwnego, że jest zima. No, ale kończę i zostawiam Was z genialnym muralem, który byłby jeszcze fajniejszy gdyby nie budka z frytkami belgijskimi (co to w ogóle jest?!).

Nr 129 na środek tygodnia ;-)


poniedziałek, 10 lutego 2014

sto dwadzieścia osiem - pokazy szermierki

Opuściłam Was na 6 dni. Długaśne 6 dni. Miałam trochę zawirowań, ale też trochę zabawy oraz obowiązków. Nie mniej już wszystko jest poukładane i zrobione tak jak ma być ;-)

Wczoraj byliśmy z W. w Galerii Krakowskiej na pokazie szpady, szabli, kendo i innej broni białej, współczesnej jak i historycznej. Siedzieliśmy na widowni i zastanawialiśmy się jak Ci posługujący się współczesną szablą poradzili by sobie na turnieju rycerskim ;-D trzeba przyznać, że taki pokaz robi wrażenie. Wiedzieliście, że szermierzowi, który nie pożegna się po walce z sędziami grozi półroczna dyskwalifikacja? Albo że szpada waży tylko 750 gram? Jeśli będziecie mieli okazję udać się na turniej szermierczy czy pokaz broni białej to zróbcie to śmiało!

Nr 128 na podziałek ;-)


środa, 5 lutego 2014

sto dwadzieścia siedem - sukienka

Jakiś czas temu przyszła sukienka, którą kupił mi W. :-) od dawna szukałam prostej, letniej sukienki, która byłaby uniwersalna. I udało mi się ją znaleźć na Fashion Land. W dodatku kupiłam ją (a właściwie W.) na promocji :-) uważam, że jest idealna i po część sprowadza do mnie lato... wszak w Krakowie zaczęło nieśmiało wyglądać słoneczko zza chmur. Oby do wiosny!

Środowe zdjęcie nr 127 ;-)



poniedziałek, 3 lutego 2014

sto dwadzieścia sześć - V Turniej Polskiej Ligi Walk Rycerskich

W weekend po raz kolejny przenieśliśmy się z W. w czasy średniowiecza. Choć trochę oszukane czasy średniowiecza ;-) bo choć na turnieju ligowym pojawiło się mnóstwo osób w rycerskich zbrojach to byli to zawodnicy, którzy walki rycerskie traktują jako dyscyplinę sportową. Trzeba umieć oddzielić rekonstrukcję od zawodnictwa. Jest to trudne, bo nie ma wyraźnych wyznaczników kogo należy nazywać "rycerzem", a kogo "zawodnikiem". Ja mam takie dwa kryteria, aby kogoś nazwać "zawodnikiem":
1. Zawodnik wkłada pod zbroję koszulkę termoaktywną (coś co mnie jako rekonstruktora bardzo drażni) oraz
2. Zawodnicy podczas sezonu turniejowego nie śpią w obozie. Przyjeżdżają tam tylko, by zgarnąć nagrodę pieniężną (nie ma pieniążków, nie ma zawodnika).
Gdyby mnie ktoś spytał jaki jest mój osobisty stosunek do zawodnictwa to odpowiedziałabym... niech sobie robią co tam chcą tylko niech omijają turnieje stricte rekonstrukcyjne z daleka. Lub skoro na takie przyjeżdżają niech zachowują się jak wszyscy obecni na turnieju: spanie pod namiotem na sianie, 100% historyczności, zero izotoników i brak odzieży termoaktywnej. 

Ale wracając do turnieju w Jaworznie to muszę powiedzieć, że organizacyjnie wszystko wyglądało super! Na pierwszy ogień walki juniorów (których nie pochwalam), później wielki bohurt 16 na 16 (aż ja odczuwałam ciosy zadawane zawodnikom, auć!), następnie turniej broni drzewcowej (myślałam, że będzie ciekawszy :-P), turniej miecza długiego (za którym nie przepadam) oraz miecza i tarczy. Na sam koniec zostawiono bohurt 5 na 5, czyli to po co się wszyscy tutaj pojawili ;-D muszę powiedzieć, że to najciekawsza część. W. kibicował Bojowemu Hufcowi Południa, a ja Sierotkom (zajęli drugie miejsce). Na koniec załapaliśmy się na darmowy obiadek, a ja oglądnęłam historyczne wyroby Kuby ;-)

Gdyby kogoś interesowały szczegóły V turnieju ligowego zapraszam do odwiedzenia strony organizatorów: Bractwo Rycerskie Ziemi Jaworznickiej oraz Polska Ligia Walk Rycerskich.

Zdjęcie nr 126 prosto z Jaworzna ;-)